To ponowny proces po częściowym uchyleniu wyroków uniewinniających. Tym razem sąd rejonowy dwie osoby skazał na rok i cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata i na grzywny po 8 tys. zł, a trzecią - na 10,5 tys. zł grzywny.
Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał we wtorek trzy osoby w powtórnym procesie w sprawie przetargów za pieniądze z UE na rzecz samorządu województwa podlaskiego. Wobec pięciu innych oskarżonych warunkowo umorzył postępowanie karne. Wyrok nie jest prawomocny.
W przypadku pięciu pozostałych osób sąd uznał ich winę, ale warunkowo umorzył postępowanie na roczny okres próby. Orzekł wobec nich świadczenia pieniężne na cel społeczny w kwotach 2-4 tys. zł. Osoby, do których bezprawnie trafiły telefony kupione w przetargach, mają zapłacić ich równowartość w ramach obowiązku naprawienia szkody urzędowi marszałkowskiemu.
Przetargi z lat 2011-2013, którymi zainteresowało się CBA, a potem prokuratura, dotyczyły zakupu urządzeń elektronicznych (wśród nich telefonów komórkowych czy nawigacji samochodowych). Według założeń, miały być na nie wgrywane materiały promujące województwo, a urządzenia miały trafić do potencjalnych inwestorów np. na targach.
Zakupy odbywały się w ramach współfinansowanego z funduszy unijnych projektu tworzenia i rozwoju sieci centrów obsługi inwestora, który realizował Departament Polityki Regionalnej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego.
Zarzuty w tej sprawie dotyczyły przygotowania przetargu (opracowania opisu przedmiotu zamówienia), zasadności zakupu urządzeń elektronicznych i wyrządzenia w ten sposób szkody materialnej. Przy rozliczeniu projektu, zakupy te zostały uznane przez tzw. instytucję pośredniczącą w przekazywaniu unijnych pieniędzy jako niekwalifikujące się do takiego finansowania. Urząd marszałkowski musiał oddać wraz z odsetkami ponad 480 tys. zł.
Prokuratura podnosiła też, że część kupionych w przetargu telefonów została rozdysponowana niezgodnie z przeznaczeniem i celami projektu, bo trafiły one m.in. do urzędników urzędu marszałkowskiego oraz do członków rodzin dwóch urzędników. Tu zarzuty dotyczyły przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego.
Po trwającym kilka lat procesie w czerwcu 2020 r. zapadły nieprawomocne wyroki uniewinniające. Sąd odwoławczy w części je jednak uchylił i w tym zakresie przekazał sprawę do ponownego rozpoznania w pierwszej instancji. Utrzymał w mocy uniewinnienie od zarzutów dotyczących tzw. kwalifikowalności poszczególnych wydatków.
Oskarżeni to przede wszystkim obecni lub byli pracownicy urzędu marszałkowskiego. Oskarżony został też przedsiębiorca, który - w ocenie prokuratury - porozumiał się z dwoma urzędnikami i przetarg wygrał, choć przedstawił ofertę droższą niż oferta konkurencji, a - w ocenie śledczych - obie spełniały warunki zamówień.
Prokuratura chciała w ponownym procesie dla wszystkich oskarżonych kar od pół roku do roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu i do 15 tys. zł grzywny. Obrońcy - uniewinnienia ich klientów.
Sąd rejonowy uznał winę wszystkich oskarżonych osób - trzy z nich skazał, wobec pięciu warunkowo umorzył postępowanie.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Kozłowski - odnosząc się do przetargów, które uznał za ustawione - mówił, że podmiot, który był tzw. liderem tego projektu nie zgadzał się na wydatkowanie publicznych środków na drogie - w tamtym czasie - urządzenia elektroniczne, gdy celem promocji było dotarcie do jak najszerszego grona odbiorców.
Sędzia mówił - odnosząc się do roli obu skazanych na kary więzienia w zawieszeniu mężczyzn - że przetarg został w taki sposób rozpisany, że od początku było wiadomo, o jakie telefony komórkowe chodzi. Chodziło o parametry (wyświetlacz, procesor), które miał wówczas tylko konkretny model jednego producenta.
"Nie można podawać w specyfikacjach takich parametrów, które jednoznacznie wskazują, co ma być kupione. A tak było w tej sprawie" - powiedział sędzia Kozłowski. Dodał, że "wcale nie chodziło o wgranie jakiejś ulotki promocyjnej", a celem przetargu był zakup konkretnych telefonów komórkowych. "Jeżeli celem była promocja, to tylko przy okazji. Chodziło o zakup tych telefonów, a następnie ich rozdysponowanie, i na pewno nie wśród inwestorów" - mówił.
Sędzia chwalił CBA za wykonaną w tej sprawie pracę, m.in. za ustalenie, gdzie te telefony trafiły. "To nie było tak, że osoby, które weszły w posiadanie tych telefonów nie miały pojęcia, co to za telefony" - podkreślał. Zwracał uwagę, że te modele kosztowały wtedy 2,7 tys. zł i w tamtym czasie była to duża kwota. (PAP)
rof/ joz/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz