Zamknij

Karol Dąbrowski: Kolno i Kurpiowszczyzna w „Dziennikach” Michała Römera

12:16, 11.01.2023 nadesłane Aktualizacja: 07:20, 16.01.2023

Fot. Mykolas Pijus Römeris MELC Archyvas

Tekst jest zmodyfikowaną wersją artykułu: Karol Dąbrowski, Kolno i Kurpiowszczyzna w „Dziennikach” Michała Römera, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Płockiego” 2020, t. 12, s. 23-42. Cytaty pochodzą z tomu 3. „Dzienników” Michał Römera, wydanych w roku 2018 przez Ośrodek Karta.

Michał Römer (Mykolas Römeris) był znanym działaczem politycznym, społecznym, prawnikiem i politykiem. Wywodził się z zasłużonej rodziny Romerów. Urodził się 7 maja 1880 r. w Bohdaniszkach – niewielkim dworze w ówczesnej guberni kowieńskiej. Był barwną postacią życia społecznego, politycznego i artystycznego ówczesnej guberni wileńskiej. Napisał znane prace na temat litewskiej historii i kultury. W czasie I wojny światowej służył w Legionach, a po kryzysie przysięgowym, odesłany ze Szczypiorna, 28 sierpnia 1917 r. stawił się do dyspozycji Wacława Makowskiego wicedyrektora w Departamencie Sprawiedliwości Tymczasowej Rady Stanu. Otrzymał ofertę objęcia funkcji sędziego pokoju albo w Kolnie, albo w Hrubieszowie. Po namyśle, obawiając się wciągnięcia „w walki polsko-ruskie”, wybrał Kolno. Zapisał w pamiętniku:

„Dziura to dziura, ale będę miał spokój, ciszę, dobre warunki odrestaurowania mojego organizmu”.

Od 14 września 1917 do 13 listopada 1918 r. pracował więc jako sędzia pokoju w Kolnie, skąd na początku grudnia 1918 r. przeniósł się do Łomży, obejmując stanowisko sędziego Sądu Okręgowego i przebywał tam do 20 marca 1920 roku. O ile w Kolnie głównie pracował na miejscu, nie licząc delegacji do sądu w Szczuczynie, o tyle w Łomży wykonywał dodatkowe zadania, związane m.in. z organizacją wyborów do Sejmu Ustawodawczego. Został także emisariuszem J. Piłsudskiego na Litwę, gdyż był typowany na szefa polsko-litewskiego rządu, który miał być utworzony w Wilnie. Sercem był związany z Litwą i w polsko-litewskim konflikcie wybrał swoją litewską ojczyznę, wyjeżdżając z Łomży 20 marca 1920 roku.. Na Litwie pełnił wiele zaszczytnych funkcji: był sędzią litewskiego Sądu Najwyższego oraz rektorem Uniwersytetu w Kownie. Przeżył II wojnę światową i zmarł w Wilnie 22 lutego 1945 roku. Pozostawił po sobie monumentalne dzienniki, spisywane w zeszytach, których edycja została zapoczątkowana przez Ośrodek Karta.

Pracę sędziego – po rozwiązaniu pierwszych trudności związanych z obcym dla niego ustawodawstwem obowiązującym w guberni łomżyńskiej – polubił, wykonując ją sumiennie, sprawiedliwie, spotykając się z zasłużonym szacunkiem mieszkańców powiatu. Przełamywał też kłopoty natury materialnej, związanej z życiem prywatnym i prowadzeniem sądu, czując się odpowiedzialnym za współpracowników, pracowników, jak i mieszkańców miasta.

Pracy w Kolnie nie ułatwiały zniszczenia pozostałe po walkach rosyjsko-niemieckich. Pas od Łomży do Kolna wyglądał – jak wspominała pisarka i działaczka społeczna Józefa Kisielnicka – jak głucha i martwa cisza. Kolno, które liczyło przed wojną 6,4 tysiąca osób zostało zdobyte przez Niemców 20 lutego 1915 r. i doszczętnie zrujnowane. Klęski dopełniła epidemia tyfusu. Wedle spisu powszechnego z 1921 r. liczba mieszkańców Kolna wynosiła niecałe 4,5 tysiąca. Zmniejszyłaby się o około 2 tysiące osób, czyli w przybliżeniu o 30%. Byłby to ubytek znaczący.

Pisał tak:

„Jestem na miejscu w Kolnie. Chciałem w Łomży zostać nieco dłużej, wyjechać ewentualnie dopiero jutro albo nawet w niedzielę, ale do przyspieszenia wyjazdu skłoniła mnie okoliczność, że dziś wieczorem wypadają święta żydowskie, które oprócz soboty obejmować będą poniedziałek i wtorek. Bez Żydów zaś trudno o furmankę do Kolna, bo choć w ostateczności można wynająć konia i u chrześcijanina, ale po cenie podwójnie albo i kilkakrotnie wyższej. (...) Miasto leży w dolinie, która sprawia wrażenie głębokiej i szerokiej kotliny między dwoma rzędami wzgórz czy płaskowzgórza. W najgłębszym wgłębieniu kotliny płynie po bagnistym terenie strumień. Zajechałem na rynku do zajazdu jakiegoś Żyda. Jak się okazuje, jest w Kolnie kolej żelazna, ale tylko do Prus, wybudowana już w czasie wojny. Był projekt połączenia z Łomżą, ale do skutku nie doszedł. Kolej ta ułatwia Niemcom wywóz żywności z tych okolic, co wpływa na to, że i tu drożyzna istnieje, choć dostać można wszystko i względnie jeszcze ceny są na artykuły żywności znośniejsze. W sklepiku chrześcijańskim, do którego wstąpiłem po świecę, poznałem ławnika, właściciela tegoż sklepiku, pana Stachelskiego, i sekretarza sądu pokoju. W Kolnie spośród ludności polskiej i żydowskiej (z wyjątkiem przedstawicieli władz okupacyjnych) nie ma ani jednego inteligenta z wyższym wykształceniem. Z trzech księży dwóch młodych wikarych jest podobno Litwinów.”

Gospodarczo Kolno i powiat kolneński były słabo rozwinięte, prezentując poziom typowy dla rolniczej Kongresówki. Po zakończeniu wojny zaktywizowały się spółdzielnie spożywców. W 1919 r. ziemianie powołali kółko rolnicze, które otworzyło hurtownię. W Kisielnicy uruchomiono przetwórnię owoców i warzyw. W 1920 r. założono w Kolnie niewielką odlewnię żeliwa. W mieście funkcjonowały takie instytucje, jak rada opiekuńcza, komitet opieki nad sierotami, komitet sanitarny, biblioteka parafialna, księgarnia, szpital zakaźny, kasa pożyczkowa i straż ogniowa. Gimnazjum o niewielkiej liczbie uczniów i nauczycieli pod dyrekcją ks. Jana Pomichowskiego powstało w grudniu 1918 roku. Kolno było siedzibą parafii pw. św. Anny i dekanatu kolneńskiego. W latach 1905–1915 istniała parafia prawosławna, a po ewakuacji Rosjan, cerkiew św. Mikołaja zaadaptowano na kościół katolicki, ale w 1929 r. jako symbol caratu rozebrano.

Do udziału duchownych w życiu publicznym M. Römer odnosił się sceptycznie. Wręcz można odnieść wrażenie, że stał na stanowisku antyklerykalnym, co rzutowało na postrzeganie przez niego duchowieństwa. Wikariusza ks. Kudyrkowskiego (wywodzącego się ze szlachty litewskiej) i ks. Czarnowskiego dziekana parafii św. Anny tak scharakteryzował:

„Litwin wydał mi się dość niemrawy, choć jak słyszę od ludzi, jest człowiekiem dość oryginalnym, oddanym sprawom wyłącznie kościelnym, a przy tym samotnikiem, zamiłowanym w fotografii i mającym pewne upodobania techniczno-artystyczne. Dziekan, Polak rodowity, wydał mi się człowiekiem żywym i energicznym.”

Charakterystyczną postacią ówczesnego Kolna był emerytowany ksiądz – wspomniany wyżej – Jan Pomichowski, „starzec, który już nie jest na etacie parafialnym, jeno ma dom własny w rodzinnym Kolnie i spędza tu sobie starość”.

M. Römer opisał zadrażnienia, jakie wystąpiły między ludnością a klerem przy okazji organizowania we wrześniu 1917 r. obchodów rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki. Już na samym początku prac organizacyjnych, „księża kolneńscy, choć byli zaproszeni, nie przyszli na zebranie, co bardzo dotknęło zebranych, wśród których dostrzegłem w ogóle pewną nieufność i nawet jakby skrytą niechęć do kleru: podobno księża w ogóle tu bardzo mało i niechętnie udzielają się w sprawach publicznych, a nawet szykanują inicjatywę społeczną; czy to wypływa z tego, że bodaj większość księży tutaj to są Litwini, dla których sprawy publiczne i narodowe polskie są obce, czy też tylko z sobkostwa i obojętności dla wszelkich w ogóle spraw publicznych” – zanotował 25 września M. Römer.

Obchody zaplanowane na 15 października wskutek konfliktu między organizatorami a duchowieństwem nie należały do udanych:

„Kolnianie z komitetu obchodowego z panem Stachelskim na czele byli już z góry mocno zażaleni na księży miejscowych za to, że ci nie tylko nie wzięli udziału w komtecie, nie poczynili ze swej strony żadnych zarządzeń ani agitacji wśród ludu na rzecz obchodu, ale jeszcze szykanowali i utrudniali starania komitetu. Księża ograniczyli się wyłącznie do tego, co im władza diecezjalna rozkazała. Zarządzili nabożeństwo i nic więcej. (...) Na zaproszenie do komitetu na rzecz urządzenia obchodu się nie stawili. Co więcej – na prośbę pana Stachelskiego o pozwolenie ucięcia gałązek świerkowych na cmentarzu dla udekorowania sali do uroczystości obchodu dziekan odpowiedział odmownie. Podczas nabożeństwa, gdy młodzież kolneńska chciała na chórze zaintonować pieśni narodowe, dziekan zakazał śpiewów itd., itd. Oburzenie więc na księży było (...) bardzo wielkie.

(...) Kazanie okolicznościowe wygłosił w kościele ksiądz Pomichowski (...) Kazanie wygłosił ot takie sobie – księżowskie, dość patetyczne, wzruszając się chwilami, mówiąc o cnocie, o pielęgnowaniu dobrych obyczajów, cytując różnych królów, od Mieczysława I począwszy, ze szczególnym naciskiem na „króla chłopków” Kazimierza, o Kościuszce też słówko itd.

Po nabożeństwie publiczność odśpiewała w kościele Rotę Konopnickiej, wymierzoną oczywiście przeciw Niemcom, i na tym się w kościele skończyło. Z kościoła ruszono do Domu Ludowego przy ulicy Łomżyńskiej, gdzie w wielkiej sali teatralnej, istotnie jak na Kolno wspaniałej, ustąpionej na dziś przez Niemców a urządzenie miał się odbyć odczyt. (...) Z księży przybył na uroczystość świecką obchodu tylko ksiądz Pomichowski, który usadowił się z boku na estradzie. Chór młodzieży odśpiewał kilka pieśni narodowych i legionowych.

(...) Pan Stachelski dał znak Miętkiewiczowi, który wstąpił na estradę i wygłosił odczyt. Wykazał duże zdolności mówcy wiecowego. Był to nie tyle odczyt, ile płomienna mowa wygłoszona z ogromnym zapałem i silną ekspresją, barwnie, z doskonałą techniką efektów głosu i uczucia. Tak forma, jak treść były bardzo ładne i znakomicie na umysły słuchaczy działające.

I tu właśnie zaszedł incydent. Miętkiewicz w ostatniej części przemówienia  (...) wyraził żal i wstyd, że lud kolneński, że Kurp dziś, gdy cały naród w 100-letnią rocznicę zgonu Naczelnika czci jego pamięć świętem narodowym, nie stawił się na wezwanie. Zwracając się do portretu Kościuszki i przemawiając do oblicza Naczelnika, wezwał go na świadka nieświadomości tego ludu, rozgrzeszając go w tej winie. Zaznaczył natomiast, że wina spada na tych, którzy są tego ludu przywódcami i którzy, zamiast go oświecać, zamiast go uświadamiać i prowadzić do sprawy powszechnej, zamknęli się w sferze swoich egoistycznych interesów i hołdując chciwości, czczą złotego cielca i o niczym wiedzieć nie chcą. Było jasne, że Miętkiewicz mówi w tym miejscu o księżach kolneńskich. Na domiar obrazy Miętkiewicz przyrównał tych złych przewodników ludu do targowiczan. Gdy skończył, powstał ze swego krzesła ks. Pomichowski i wystąpił z repliką, biorąc księży w obronę i potępiając tendencję Miętkiewicza do siania niezgody między stanami i podburzania ludu przeciwko pasterzom. Na razie ks. Pomichowski mówił dość spokojnie, ale rychło oburzenie zaczęło go coraz bardziej ogarniać i temperament zaczął jurnego starca unosić. Podnieciło go jeszcze to, że z publiczności, z męskiej połowy zebrania zaczęto mu przerywać (...). Ks. Pomichowski zaczął się unosić (...) a pan  Stachelski, przerywając mu, zawołał donośnie, wzywając obecnych do opuszczenia sali, skoro ksiądz chce zebranym urągać. Pan Stachelski ruszył ku wyjściu, a zanim zrobił się ruch w sali. Ja wszakże doradziłem panu Stachelskiemu, aby nie robił tego i nie powiększał skandalu. Pan Stachelski stanął. Tymczasem ks. Pomichowski na estradzie rzucał się i miotał dalej (...) Siwy ksiądz, mężczyzna tęgi i pełny jeszcze życia, miotający się w najwyższym oburzeniu i w poczuciu swojej siły księżowskiej, tak wielkiej w tej Polsce, i konsternacja sali, oburzenie jednych, współczucie innych, chaos skandalu – to była scena nie uroczysta dla obchodu.”

M. Römer komentował następnie:

„Rozumiem ich oburzenie na księży, ale płynie ono z założenia, które jest głęboko niedemokratyczne, a może nawet nieobywatelskie, natomiast jest rdzennie klerykalne. Jest to bowiem założenie takie, że ksiądz jest niejako z przyrodzenia powołanym ojcem i kierownikiem społeczeństwa w sprawach obywatelskich i narodowych i że bez księdza nie ma nic. Księdzu przyznaje się tu rolę opiekuna i przewodnika, szczególny przywilej publiczny. Gniewa się nań nie za to, że sobie jakiś przywilej przywłaszcza, lecz przeciwnie – że go nie chce użytkować. Jak gdyby naród i lud bez tego przywilejui bez jego wykonywania przez księdza nie mógł się obejść. Gdy w istocie ksiądz, poza sferą swych bezpośrednich obowiązków w kościele, winien być tylko współrzędnym do ogółu obywatelem, lepszym lub gorszym, zależnie od swoich kwalifikacji i wartości. (...) Wszystko w Polsce od księdza się zaczyna i na nim się kończy. (...) Na wszystkim musi być pieczęć aprobaty katolickiej i klerykalnej. Od góry do dołu to samo. Cóż się dziwić poczciwym ludziskom w Kolnie? Gniewają się na księdza, że zaniedbuje swego przywileju i poświęca dobro publiczne dla złotego cielca, jak żeby dobro narodowe istotnie się w tym przywileju mieściło – a zaniedbują do obchodu tego wezwać współobywateli Żydów, których przecież trzeba do obowiązków obywatelskich wobec wspólnej Ojczyzny – Polski – wdrożyć”.

Niesnaski między działaczami społecznymi a klerem przenosiły się w miesiącach późniejszych na forum Rady Opiekuńczej. Jako członek Rady M. Römer nie zgadzał się z postulatami duchownych. Co więcej, zdarzyło mu się nawet skazać księdza ze wsi Zalas za zniesławienie sekretarza Rady na karę grzywny. Zyskał tym sposobem większe poważanie wśród okolicznych ziemian, gdyż prezesem Rady był znany w powiecie właściciel dóbr Korzeniste – Kazimierz Kisielnicki, mąż wspomnianej pisarki J. Kisielnickiej. Wydaje się, że w przeważającej mierze na spory między duchownymi a parafianami rzutowało jednak litewskie pochodzenie księży, których wskutek polityki caratu narzucano polskim wiernym.

M. Römer dzięki swojej fachowości zdobył uznanie wśród swoich współpracowników, których osobiście też wysoko cenił. Ławników w Sądzie Pokoju było czterech: dwóch Polaków wyznania chrześcijańskiego i dwóch Żydów. Początkowo byli to: Franciszek Stachelski („kupiec chrześcijanin, człowiek ogólnie bardzo tu chwalony i szanowany”), Kocik – chłop ze wsi Wincenty i wójt gminy Czerwone, Remba (kupiec) oraz Jerozolimski (zegarmistrz). F. Stachelski, mimo że formalnie był tylko ławnikiem, pełnił funkcję zastępcy sędziego – jak się wydaje – również samodzielnie orzekając na rozprawach. Remba i Jerozolimski to Żydzi, których M. Römer bardzo lubił, gdyż – jak pisał – „prawdziwie zasługują na sympatię i szacunek”.

Dodał też:

„Mam też ja u nich wielki szacunek i przyjaźń, jak zresztą u ogółu Żydów w Kolnie. Żydzi nie mają dość słów uznania dla mnie. Cenią nade wszystko to, że jestem bezwzględnie sprawiedliwy i nie robię żadnej różnicy między Żydem a chrześcijaninem: na to są Żydzi zawsze bardzo wrażliwi i umieją to ocenić, szczególnie że tyle wyczuwają dokoła i doświadczają antysemityzmu. Nie jestem ani antysemitą, ani filosemitą. Przede wszystkim traktuję Żydów po ludzku; w tym określeniu mieści się wszystko. Znam i widzę wady Żydów, wiem, że w Izraelu jest bardzo dużo nieprawości, może więcej, a nieraz jaskrawiej niż w jakim innym narodzie. Brudu i świństwa jest wśród Żydów bardzo dużo, a handel, którym się prawie wyłącznie zajmują, szczególnie ich do występków pewnej kategorii usposabia. Ale jest w tym nieszczęśliwym tułaczym ludzie żydowskim dużo wartości, które szanuję.”

Fot. archiwum Społecznego Muzeum Żydów Białegostoku i regionu

Na początku pracy w Kolnie, gdy wizytował swoich ławników zapisał: „Rozumiejąc, jak wiele znaczy okazanie grzeczności, która mnie nic nie kosztuje, a która jedna ludzi i do więzów formalnego stosunku z urzędu dodaje cząstkę osobistą z serca, postanowiłem sobie do każdego z moich ławników, jako przyjezdny, zajść dla złożenia grzeczności i uprzejmości towarzyskiej. (...) Ławnicy Żydzi są jeszcze wrażliwsi na taką wizytę im złożoną niż chrześcijanie, bo przywykli do pewnej niższości w traktowaniu ich przez chrześcijan. Toteż dla nich wizyta sędziego w ich domu jest aktem zaszczytu, który cenią wysoko. Że zaś we mnie nie czują żadnej dla siebie niechęci ani pogardy, jednego cienia antysemityzmu, jeno zawsze stosunek ludzi, równy jak do wszystkich, więc sobie tym bardziej cenią taką wizytę z mej strony.

(...) Ławnicy moi to typowi małomiasteczkowi Żydzi polscy. Są bardzo prawowierni, nabożni rytualnie i drobiazgowo, wszakże nie są chasydami, o co ich posądzałem. W szabas nie mogą się podpisywać, toteż gdy sesja piątkowa przeciąga się do wieczora, to już rezolucji i wyroków tego dnia nie podpisują, jeno przychodzą tego dopełnić w poniedziałek, a są tak pilni w przestrzeganiu obrzędowości, że gdy mają wypić kieliszek pejsachówki jako wódki przyrządzonej rytualnie, to nakrywają głowę czapką. Na sąd i swoje ławnikostwo zapatrują się w dużym stopniu pod kątem prowadzenia geszeftu, bardzo dbają o ilość wpadającego im honorarium, sprawę wcielenia do naszego rewiru sądowego gmin Mały Płock i Gawrychy, o co się staram, traktują ze stanowiska ożywienia przez to handlu w Kolnie. Są między sobą bardzo solidarni, bo skrupulatnie dzielą się równo całym swoim honorarium, aby jednemu nie wypadło więcej od drugiego. Z tym wszystkim mają jednak duże poczucie społecznego honoru w pełnieniu przez nich funkcji ławników i w czynnościach sądowych są uczciwi; nic im zarzucić nie mogę pod tym względem.”

Szczegółowiej charakteryzował ławnika Rembę: „Są też wśród Żydów ciekawe i piękne typy ludzkie, jak oto ten mój ławnik Remba, prosty Żyd, nie inteligent, uczciwy do szpiku kości, a miłośnik wiedzy, który handlując we dnie w sklepiku łokciowym, spędza długie wieczory z zamiłowania na lekturze dzieł filozoficznych, poezji i historii, dzieł zarówno starożytnych, jak współczesnych, oryginalnych i tłumaczonych – w języku hebrajskim. Umiłowana lektura pochłania go do późnej nocy. (...) ma nawet bardzo wybitny zmysł prawa, wyrobiony zapewne w biegłości  w subtelnej karnistyce Talmudu. Ze wszystkich moich ławników Remba najlepiej i najbystrzej się orientuje w zagadnieniach czysto prawnych. W ogóle są to porządni i uczciwi ludzie, prości i naiwni w swoich charakterystycznym typie. Są to typowe mieszczuchy, wrażliwi na opinię, uzgodnieni z nią do pedanterii. Remba nie umie odróżnić nawet brzozy od sosny; pomimo drożyzny obuwia za nic nie zdecyduje się sprawić swoim dzieciom obuwia o drewnianych podeszwach, dopóki zwyczaj ten nie upowszechni się w lokalnych stosunkach i dopóki przykład z góry od miejscowych potentatów i ludzi szanownych nie przyjdzie.”

M. Römer utrzymywał przyjacielskie stosunki z miejscowymi. Był często zapraszany jako gość przy różnych okazjach tak przez Polaków, jak i Żydów, a także i przedstawicieli niemieckiej władzy okupacyjnej – naczelnika powiatu von Cornberga i nadleśnego Hielschera. W grudniu 1917 r. został ojcem chrzestnym syna wójta Kocika. Przyjęcie roli chrzestnego przez sędziego w rodzinie – jakby na to nie patrzeć – chłopów kurpiowskich dobrze świadczyło o charakterze i demokratycznym światopoglądzie M. Römera, jak i sympatii ze strony Kurpiów. Dla wójta była to też nobilitacja w oczach swoich ziomków.

M. Römer zadowolony był także z pracowników sądu, których miał dwóch: wymienionego wyżej sekretarza Miętkiewicza (znanego ze swego patriotyzmu działacza społecznego) i woźnego Dywizjonka. Pisał: „Lepszej kancelarii i lepszych pracowników, tak co do pilności, jak pojętności – nie mógłbym wymarzyć. Zalety ich i zdolność, o ile je dotąd poznałem, jeżeli się tylko nie mylę, kwalifikują ich do pracy daleko wydajniejszej niż tu, w Kolnie”. W Kolnie działał jeden adwokat – Żyd Goldberg. Mimo ścierania się z nim na rozprawach, M. Römer szanował go i pozostawał z nim w dobrych relacjach:

„17 września, rok 1917, poniedziałek (...) Dziś na wieczór zostałem zaproszony na ucztę noworoczną (żydowski Nowy Rok) do adwokata miejscowego, jedynego przedstawiciela palestry kolneńskiej, pana Goldberga. Uczta ta, zastosowana do Nowego Roku, była wydana właściwie ex re mojego przyjazdu na urząd sędziowski do Kolna. Pan Goldberg, adwokat prywatny, Żyd, jest człowiekiem, który ma dobrą opinię i umie zachować takt. Sprawia wrażenie dodatnie; ma oczywiście skłonność do liberalizmu i postępu, trzyma się w stosunkach swoich raczej chrześcijan niż Żydów, których wprawdzie nie drażni, ale z którymi nie utrzymuje bezwzględnej solidarności i chewry, występuje jako rzecznik patriotyzmu polskiego.”

M. Römer potrafił krytycznie wyrażać się o przedstawicielach lokalnej społeczności oraz urzędnikach niemieckich. Spekulantów żydowskich określał mianem „opryszków” i „bandytów”. Zarząd okupacyjny „pełen prywaty i korupcji” nazwał „antytezą administracji”. Świadom – jak pisał – strasznego rabunku lasów „w nieszczęsnej Puszczy Kurpiowskiej”, gdy przyszło mu do osądzenia chłopów oskarżonych o „drobne kradzieże leśne w puszczy dokonanej na materiale leśnym niemieckiej firmy Forwinkel, eksploatującej puszczę z ramienia Niemców” tak postanowił:

Fot. archiwum Społecznego Muzeum Żydów Białegostoku i regionu

„W pojęciu Kurpiów zbrodnię popełniają Niemcy, którzy ją legalnie rabują. Trudno było całkiem uniewinnić oskarżonych, bo fakty przewłaszczenia były oczywiste, ale uznaliśmy okoliczności łagodzące i kary wymierzyliśmy najniższe, jakie tylko były dostępne, mianowicie w jednej sprawie skazaliśmy na siedem dni aresztu, w drugiej – na trzy dni.”

Wiceburmistrz Kolna, mianowany przez Niemców, Icek Wajnsztajn, to jego zdaniem była „figura obskurna, nieuczciwa, którą Niemcy postawili na tym stanowisku bez żadnych kwalifikacji po temu, prócz chciwych rąk”. Otworzona przez konsorcjum kupców żydowskich przetwórnia mięsna, wykupująca świnie i krowy na potrzeby armii niemieckiej była dla niego „rabunkiem”. O ile w 1917 r. narzekał na nudę i mały napływ spraw, o tyle od wiosny 1918 r. notował stałe zwiększanie się obowiązków. Zmuszało go to do organizowania większej liczby sesji sądowych i zapełniania kalendarza sądowego na nadchodzące miesiące. Pisał tak:

„Czy ten wzrost ruchu sądowego świadczy o pewnej tendencji życia gospodarczego do ustatkowania się, czy jest rezultatem zjawiska wręcz przeciwnego – mianowicie zakłócenia stosunków przez masowy powrót uchodźców, czy wyrazem zwiększającego się zaufania do sądów polskich, a może do sprawiedliwości sędziego w Kolnie? Trudno to określić. Działają pewnie różne przyczyny. W szczególności moja coraz wzrastająca popularność wpływa też niewątpliwie na podniesienie autorytetu sądu w Kolnie. Ludzie zwracają się do mojego sądu z prawdziwym zaufaniem, z przekonaniem o istotnym wymiarze sprawiedliwości, który u mnie znajdą. Daje mi to duże zadowolenie. Wiem, że ludzie, zmuszeni wytoczyć sprawę w sądzie w Stawiskach, szukają różnych sposobów, by móc znaleźć uzasadnienie do wytoczenia powództwa w Kolnie, czasem nawet wyrzekają się zupełnie prowadzenia sprawy, o ile nie może być w Kolnie prowadzona.”

M. Römer cenił sobie pobyt w Kolnie, dzięki któremu nabył wprawy w wykonywaniu obowiązków sędziego, odpoczął psychicznie, ale jednocześnie odczuwał samotność i niedosyt. Tęsknił za Litwą, do której chciał powrócić. Przyjął w sierpniu 1918 r. – mimo początkowej odmowy – propozycję objęcia stanowiska sędziego okręgowego w Łomży. Było to wyróżnienie i odpowiadało jego ambicjom. 3 sierpnia 1918 roku napisał:

„Wczoraj jeszcze odmówiłem prezesowi i choć miałem chwilę żalu, jednak wracałem do Kolna z zadowoleniem, że zostaję. Jestem tu kochanym powszechnie i cenionym sędzią, czuję mój wpływ, prowadzę mój sąd starannie i tak troskliwie jak tylko ojciec kierować może wychowaniem dziecka, mam doskonały dobór pracowników, wyszkolonych już przeze mnie, urobionych na modłę mojej metody. Sąd ten stał się zaiste moim osobistym dziełem, a człowiek zawsze dzieło swoje kocha. Sąd Okręgowy da mi społecznie stanowisko wyższe, ale z pewnością nie da tej pełni twórczego zadowolenia, jaką daje praca samodzielna i kierownicza. Ale już ziarno ambicji wpadło do serca mego i zaczynało kiełkować. Trzeba było jeszcze kropli tylko, aby mój opór przełamać i zdecydować do przejścia do Sądu Okręgowego, rwąc te nici serdeczne, które mnie z moim sądem w Kolnie łączą.”

Dodatkowym czynnikiem, który skłonił go do wyjazdu z Kolna były postępujące zmiany personalne. F. Stachelski i Miętkiewicz po odzyskaniu niepodległości przeszli do pracy w instytucjach powiatowych. M. Römer utracił więc wypróbowanych współpracowników. Nowych ławników powołał sam, ale były to już inne osoby. Dla M. Römera zmienił się klimat pracy w polskim wymiarze sprawiedliwości, otoczenie polityczne oraz realia codzienności.

Grono działaczy społecznych w Kolnie było też wąskie. Te same osoby działały społecznie, tworzyły Radę Opiekuńczą, pełniły funkcje ławników sądowych, animatorów życia narodowego, pomagały młodzieży z Polskiej Organizacji Wojskowej (często swoim krewniakom), zorganizowały między 11 a 12 listopada tymczasowy zarząd powiatu, pertraktując z niemiecką radą żołnierską i koordynując przemarsz kolumn jeńców rosyjskich przez powiat kolneński.

W 1919 r. utworzono starostwo kolneńskie, ale Kolno nie miało szczęścia do kierowników władz powiatowych. Pierwszy starosta kolneński Bronisław Hupert został w roku 1921, wraz z inżynierem drogowym i komendantem policji, aresztowany za „przewłaszczenie pieniędzy państwowych”. B. Huperta przeniesiono na stanowisko starosty łowickiego, ale jego następca w Kolnie – Stanisław Brzęczek zasłynął przeforsowaniem sprzecznej z prawem uchwały o opodatkowaniu mieszkańców powiatu podatkiem pogłównym i podymnym. Brutalne ich ściąganie powiązane z pacyfikacjami wsi, biciem chłopów, niszczeniem ich dobytku, wywołało rozruchy i słynny „Marsz Kurpiów na Kolno”.

M. Römer odnosił się z sympatią i życzliwością do chłopstwa kurpiowskiego. Traktował ich po ojcowsku, widząc w swej pracy realizację misji szerzenia sprawiedliwości, obywatelskiego stosunku do państwa i szacunku do rodzącego się, polskiego, wymiaru sprawiedliwości. Już po dwóch tygodniach od przyjazdu do Kolna zapisał:

„Ten lud interesuje mnie bardzo. (...) Nie ma w Kolnie, które z Myszyńcem i Ostrołęką rywalizuje o tytuł stolicy Kurpiów, żadnej książki, która o Kurpiach, o ich zwyczajach, pochodzeniu, etnografii, kulturze traktuje, chociaż przecie, o ile wiem, literatura taka istnieje. Nikt też na ochotnika nie uprawia studiów nad krajem. A kraj to i lud ciekawy. (...) Zwyczaje i charakter Kurpia, jak już opowiadań widać i co z warunków społecznych ich środowiska i życia wypływa logicznie, muszą posiadać dużo cech bardzo indywidualnych. Ciekawe, że na całej tak dużej przestrzeni kraju, zamieszkanej przez Kurpiów i ogarniającej północną i zachodnią część powiatu kolneńskiego i cały bodaj powiat ostrołęcki, a zwanej popularnie Puszczą, nie ma wcale żadnej szlachty ani dworów i folwarków. Na piaskach i bagnach, pośród lasów, są tylko duże wsie kurpiowskie.

                Źródło: Kurpie - Adam Chętnik

(...) Drobnoszlachecki rojny powiat szczuczyński i dziewicza puszcza Kurpiów w powiatach kolneńskim i ostrołęckim sąsiadują tuż obok siebie, tworząc dwa odrębne typy kultury ludowej, dwa światy indywidualne, głęboko różne.”

W przeciwieństwie do Kurpiów, o wspomnianej szlachcie zaściankowej zamieszkującej powiat szczuczyński wypowiadał się krytycznie: „... każdy z tej szlachty ma się za panka, jest zarozumiały, pełny pychy i tak zwanego honoru, pieniacz, chciwiec, a przy tym głupi, gbur, społecznie zupełnie nierozwinięty. Stokrotnie wolę chłopa, a tym bardziej moich Kurpiów od tej kastowej pretensjonalnej szlachty szczuczyńskiej”.

Zachowania Kurpiów obserwował na sali sądowej, notując takie słowa: „Chłopi w ogólności, a Kurpie może jeszcze więcej od innych, nie umieją być w zeznaniach ścisłymi i rozwodzą się w gadulstwie do nieskończoności. Nie pomagają upominanie i przerywanie, bo chłop inaczej nie potrafi się wypowiedzieć, jak w długim wątku całej historii, w którą dopiero wplecione są istotne szczegóły sprawy. Ale za to Kurpie wydają mi się ludźmi bardzo na ogół uczciwymi; zeznania świadków tchną szczerością kontrolowaną skrupulatnie przez sumienie.

Przysięga też gra w ich sumieniu dużą rolę i sprawia na nich widoczne wrażenie. Księża stosują tu na sądzie przysięgę bardzo rytualną; składającym przysięgę każą klękać, co podnosi pewnego rodzaju nastrój już nie tylko uroczysty, ale nawet zabobonny, średniowieczem tchnący. W pojęciu takich Kurpiów bodajże istotniejszą w tej przysiędze jest jej forma zewnętrzna, jak klękanie w obecności całej sali uroczyście powstającej, podnoszenie ręki z dwoma palcami do góry, wzrok zwrócony na krzyż i następnie ucałowanie stóp figury Chrystusowej na krzyżu, niż sama wewnętrzna treść przysięgi, zawarta w mistycznym akcie zobowiązania się w sumieniu swoim wobec Boga. Dla wymiaru sprawiedliwości skutek się przez to nie zmniejsza, ale na poziomie umysłowości ludu taka obrzędowa tendencja księży wpływu dobrego nie ma, bo zamiast oczyszczać religię z ciężaru materialnego formalizmu, zwiększa jej elementy pogańskie, w przesądach formy utkwione.

Jego spostrzeżenia niekiedy były humorystyczne:

„Poczciwi kolnianie się nie procesują. Adwokat Goldberg się żali, że mu brak praktyki i że nie będzie miał środków do życia. Znawcy stosunków lokalnych twierdzą, że ten sezon ogórkowy w sądzie jest spowodowany powszechnym kopaniem kartofli i że za jakieś tydzień-dwa mieć będziemy aż nadto praktyki, która wystarczy i sądowi do pracy, i adwokatowi do zarobkowania, bo Kurpie, choć są poczciwi, jednak z natury są zaciekli i uraz swych pamiętni, toteż do procesowania się są skorzy. Ano – zobaczymy. Co prawda z powodu wojny i towarzyszących jej objawów w stosunkach gospodarczych i społecznych, a nawet przemian psychicznych – jest ogólny zastój w sądownictwie, ale ten nagły nadzwyczajny spadek spraw sądowych w Kolnie musi mieć swoje szczególne przyczyny, które ewentualnie w kopaniu kartofli się zawierają.”

Przyglądał się również fizjonomii i charakterowi Kurpiów: „W typie fizycznym Kurpiów charakterystyczne są duże nosy, co szczególnie się charakteryzuje na twarzach młodych Kurpianek: szczupły wzrost, drobne rysy twarzy, oczy wyraziste, twarzyczka przystojna, a na tym tle ogromny, chociaż sam w sobie proporcjonalny i regularny nos. (...) Na małych postaciach kobiecych, o drobnych rysach twarzy, rzuca się to w oczu szczególnie; na ogół jednak duże nosy przeważają u wszystkich Kurpiów. (...) Mężczyźni są na ogół mniej wyraziści od kobiet; w małżeństwach bardzo często dominują kobiety, prawdziwe herod-baby, które w kozi róg zapędzają małżonka. Spryt jednak przebiegły i upór twardy charakteryzują Kurpiów z głębi Puszczy.”

Spisywał ponadto nazwiska, które uważał za typowo kurpiowskie, uznając, że końcówka „-ski” wcale nie oznacza pochodzenia szlacheckiego, a jest „tylko przystawką dość świeżej formacji, doczepioną do pierwotnego prostego rdzenia stosowanych nazwisk”. Jako przykład wskazał nazwisko swego ławnika F. Stachelskiego:

„Stachelski jest utworzone ze Stachelek. Dotychczas jedni nazywają się Stachelkami, gdy inni, nieraz bracia rodzeni lub ojcowie, zowią się jeszcze Stachełkami. Chociaż tych Stachelskich-Stachelków jest w Kolnie mnóstwo, jednak nie jest to rodzina tak wyłącznie i rdzennie kolneńska jak Pikulińscy, Kulągowscy, Kościeleccy, Pomichowscy, których poza Kolnem nie ma.”

Michał Römer spędził w Kolnie 14 miesięcy. Przeżył tam schyłek okupacji niemieckiej, powołanie Rady Regencyjnej, wybuch rewolucji bolszewickiej, pokój brzeski, powrót uchodźców z Rosji, proklamację niepodległości Litwy, narastającą wojnę polsko-bolszewicką, konflikt polsko-litewski i wreszcie 11 listopada 1918 roku. W swoim dzienniku notował także bolączki dnia codziennego: postępującą inflację, drożyznę, braki aprowizacyjne i surowcowe, epidemię hiszpanki, niemieckie rekwizycje, zabór koni i napady dokonywane przez rosyjskich maruderów. Wszystkie te wydarzenia znalazły swoje odbicie na kartach jego „Dziennika”. Stanowi on dlatego interesujące źródło do poznania historii regionu łomżyńskiego.

Karol Dąbrowski

                Przy pisaniu tekstu skorzystano z:

- Brodzicki Cz., Pamięci Żydów kolneńskich, „Studia Łomżyńskie” 1999, t. 10.

- Brodzicki Cz., Kolno na Mazowszu, Łomża 2001.

- Brodzicki Cz., Stosunki społeczeństwa miasta Kolna z Kurpiami, „Zeszyty Naukowe Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” 1993, z. 7.

- „Dziennik Urzędowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych” 1921, nr 8.

- Jemielity W., Ewakuacja urzędów i ludności guberni łomżyńskiej do Rosji (1914–1918), „Studia Podlaskie” 2009/2010, t. 18.

- Jemielity W., Łomżyński Dziekanat Prawosławny, „Studia Teologiczne” 1996, t. 14.

- Kieniewicz S., Michał Pius Römer, „Polski Słownik Biograficzny” t. 31, Wrocław 1988-1989.

- Kisielnicka J., Pamiętniki /1903–1934/, oprac. Cz. Brodzicki, A. Zagórska, Warszawa 2000.

- Krupka P., Michał Römer, patriota litewski i polski, „Kurier Wileński” wydanie internetowe z 6 kwietnia 2019 r.

- Krysiak M., Średnia szkoła ogólnokształcąca w Kolnie w okresie międzywojennym, „Zeszyty Kolneńskie” 2006, nr 1.

- Łupiński J., Clergy of the Diocese of Sejny in the Spiritual Academy in St. Petersburg in the Years 1867-1918, „Studia Teologiczne” 2013, t. 31.

- Miknys R., Mykolas Römeris – lietuvos modernybės aušros metraštininkas, analitikas ir politikas, [w:] M. Römeris, Dienoraštis. 1918 m. birželio 13-oji – 1919 m. birželio 20-oji, Vilnius 2007.

- Römer M., Dzienniki, t. 3: 1916–1919, Warszawa 2018.

- Römer M., Stosunki etnograficzno-kulturalne na Litwie, Kraków 1906.

- Römer M, Litwa: studyum o odrodzeniu narodu litewskiego, Lwów 1908.

- Römer M., Litwini w Prusiech Książęcych, Kraków 1911.

- Sawicki J., Michał Römer a problemy narodowościowe na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, Toruń 1998.

- Solak Z., Między Polską a Litwą. Życie i działalność Michała Römera 1880–1920, Kraków 2004.

- Syska H., Ułomek rodzinnego chleba, Warszawa 1970.

- http://www.gutenberg.czyz.org/word,38063

- http://www.historia.kurpie.com.pl/marsz_kurpiow_na_kolno/

(nadesłane)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(15)

niezwykłeniezwykłe

14 1

niezwykłe wspomnienia z lat zapomnianych w Kolnie 18:34, 11.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

MaślanaMaślana

16 1

Przyjemnie poczytać jak funkcjonowała nasza mała ojczyzna ponad 100 lat temu. Oby więcej takich artykułów. 09:52, 12.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

TomaszTomasz

13 4

Obszerne fragmenty Pamiętników Michała Romera (kilkadziesiąt stron) można znaleźć w ostatnim numerze Zeszytów Kolneńskich.

Prawdziwy Zigi i jego towarzystwo nie da rady przeczytać.
Za dużo tekstu, za mało obrazków. 14:49, 12.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

ważneważne

8 4

ważne aby takie teksty miały więcej czytelników - a to zapewnia Kolniak24.
Jeszcze jest inne zjawisko - kupują Zeszyty Kolneńskie ale już nie dają rady przeczytać. 15:48, 12.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

RolnikRolnik

8 2

Wyraźnie podkreśla deficyt ludzi wykształconych w tamtych latach. Niewiele się zmieniło. 20:34, 12.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

IckiIcki

3 5

Nie chciało mi się czytać tego wywodu naukowego.Po kilku zdaniach wywnioskowałem,że ktoś przysłał tego litwina do sądzenia Polaków w Kolnie-Toż to skandal.Pan Litewski Römer przyjechał do kurpiowskiej dziury.Ten artykuł to skandal. 10:10, 13.01.2023

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

ChaChaChaCha

2 2

A to dobrze że nie czytałeś. Bo jak byś poczytał dalej, albo jeszcze zainteresowany tematem zasięgnął więcej informacji o autorze wspomnień, to byś prędzej czy później dowiedział się że tak konkretnie to nawet nie Litwin, a Niemiec. No a wtedy to już z pewnością byś się o..rał. 15:29, 13.01.2023


ChaChaChaCha

2 1

Tak że nie czytaj, nie dociekaj, nie interesuje się. Najlepiej obchodź szerokim łukiem. Matka będzie miała mniej gaci do prania. 15:32, 13.01.2023


nicknick

7 1

Drobnoszlachecki rojny powiat szczuczyński i dziewicza puszcza Kurpiów w powiatach kolneńskim i ostrołęckim sąsiadują tuż obok siebie, tworząc dwa odrębne typy kultury ludowej, dwa światy indywidualne, głęboko różne.”

W przeciwieństwie do Kurpiów, o wspomnianej szlachcie zaściankowej zamieszkującej powiat szczuczyński wypowiadał się krytycznie: „... każdy z tej szlachty ma się za panka, jest zarozumiały, pełny pychy i tak zwanego honoru, pieniacz, chciwiec, a przy tym *%#)!& gbur, społecznie zupełnie nierozwinięty. Stokrotnie wolę chłopa, a tym bardziej moich Kurpiów od tej kastowej pretensjonalnej szlachty szczuczyńskiej”.

Dla tych którzy nie wiedzą przedwojenny powiat szczuczyński to także aktualnie części gminy Kolno a dokładniej obecna parafia Lachowo. Ciekawe czy opis mieszkańców tej części gminy jest nadal aktualny.

10:29, 13.01.2023

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

TT

0 6

Römer pochodził z chłopów,więc kogo miach lubić.Ta drobną szlachta tu przybył przed bitwá pod Grunwaldem.A wy Kurpie jesteście napływowi i to od niedawna,jesteście mieszaniną Prusaków i niewiadomo kogo jeszcze.Ile przykrości miałem w szkole,wojsku,przez kurpiów.Jak się dowiedzieli jak się nazywam i z skąd pochodzę.Byli tu Żydzi,Kurpie i Szlachta i była nienawiść między nimi i u niektórych to zostało do tej pory,zwłaszcza u starszych.Po II wojnie światowej Kurpie zastąpili Żydów jako handlarzy na Kolnie. 10:54, 13.01.2023


Do TDo T

4 0

Bredzisz chłopie. Historia nie jest tak prosta jak ci się wydaje. Piszesz nieprawdę, o Romerze można przeczytać chociażby na Wikipedii. Od XIV w wg. ciebie nic się nie działo. Ta szlachta tak sobie tu przyjechała, zasiadła i siedzi do tej pory. Nikt nie przyjeżdżał i nikt nie wyjeżdżał stąd? Nie przetaczały się wojny i inne kataklizmy, nie następowały rewolucyjne zmiany na stopie pokoju? Historią nie można tłumaczyć swoich fobii i ułomności, ani jej interpretować poprzez pryzmat tych powyższych, że o próbie poznania nie wspomnę, bo wiadomo czym to się kończy. A fakt że z tego powodu się naparzaliście, jest tylko potwierdzeniem tej tezy. A tak ku wiadomości, jak przed Grunwaldem, to jeszcze nie szlachta, a drobne rycerstwo. Na dodatek to nie ma pewności po której stronie to stało i czy zawsze po tej o której myślisz. Po drugie Prusy, pruski, od Prusów - lud na północy. Od nich pochodzi spora część naszej historii, w języku, w kulturze, nazwach, zabobonach itd. Także rody szlacheckie np herbu Prus. Nazwiska Pruski, Prusinowski, Prusarczyk - znane co? Ty mylisz to prusakami od państwa o nazwie Królestwo Prus. 15:06, 13.01.2023


PolakPolak

3 2

Polak, Litwin, Ukrainiec trzech bratanków. Węgry odpadają. Tak zmieniają się aliansy we współczesnym świecie. Z historii warto przypomnieć Kozaków rejestrowych i plany trzech narodów za króla Jana Kazimierza. 10:48, 13.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Mc72Mc72

3 0

A ja widzę szereg analogii do naszych czasów. Np kwestia niuansów cenowych z wynajęciem furmanki, a obecny poziom rozwoju lokalnej przedsiębiorczości. Przecież tu o gł.up.otę i chytrość chodzi jak nic. No i okazuje się, że ta skłonność do wyzysku i skąpstwa, wcale nie leżała po żydowskiej stronie. No i zebranie na które nie przyszło zaproszone duchowieństwo, co mieszkańcy odebrali jako obrazę. Romer był ok roku w Kolnie i się zorientował jak takie kwestie są istotne dla mieszkańców. Tak bardzo że nawet księżom nie zostało odpuszczone. Pan komendant jest już w Kolnie parę lat i nadal nie załapał o co chodzi. 11:04, 13.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

BrawoBrawo

2 0

Tam i więcej analogii by się znalazło. Np o administracji okupacyjnej.
Icek Wajnsztajn to w dzisiejszych czasach to z pewnością byłby ministrem, albo w petroleum by robił karierę.
Co do poczucia obowiązku narodowego, to warto zauważyć że Romer pisze to przed 1920 r. Przed wojną polsk-bolszewicką, przed skierowaniem przez Witosa, specjalnie powołanego na tę okoliczność na urząd premiera, odezwy do ludu. Przed prawidłową reakcją członków wszystkich stanów i wynikającym z tego Cudem nad Wisłą. Bo cudem trzeba nazwać trzeba fakt, że chłopstwo nie wypięło się na młode i nie pewne jeszcze państwo tak jak robiło to przez cały XIX w. Tak nawiasem mówiąc, to Ukraińcy jako naród doświadczyli tego samego dopiero w marcu zeszłego roku. I dalej. Postawa tego społeczeństwa 20 lat później w czasie II wojny światowej i po (wszak mieliśmy na naszej ziemii jedną z najdłużej działających partyzantek) świadczy że nie było to przypadkowe zachowanie społeczeństwa. Ale o tym, z powodu chronologii wydarzeń Romer nie mógł wiedzieć. Martwi mnie tylko jednak to, że jednak w chwili obecnej, z powodu niskiej jakości przywództwa politycznego zawłaszczającego państwo dla siebie, na wszystkich szczeblach z resztą, takiej akcji nie moglibyśmy powtórzyć. Tj. partyzantka by upadła z powodu denuncjacji najdalej po 2 tygodniach. Obyśmy nie musieli doświadczać trafności diagnozy Romera również i w tym zakresie.
14:36, 13.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kurp!kurp!

3 0

"W przeciwieństwie do Kurpiów, o wspomnianej szlachcie zaściankowej zamieszkującej powiat szczuczyński wypowiadał się krytycznie: „... każdy z tej szlachty ma się za panka, jest zarozumiały, pełny pychy i tak zwanego honoru, pieniacz, chciwiec, a przy tym *%#)!& gbur, społecznie zupełnie nierozwinięty. Stokrotnie wolę chłopa, a tym bardziej moich Kurpiów od tej kastowej pretensjonalnej szlachty szczuczyńskiej”."
hahaha 21:22, 14.01.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%