We wtorek, 12 marca będziemy świętować 25-lecie wstąpienia Polski do NATO. Jak wspomina gen. Skrzypczak, nasze kontakty z NATO zaczynały się w sposób "specyficzny, nietypowy", ponieważ przez długi czas "byliśmy dostrajani do NATO".
Musimy odbudować wojsko, ponieważ w tej chwili nie ma sprzętu i armia jest w rozsypce, tak jak wszystkie europejskie armie - powiedział PAP b. dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak. Podkreślił, że zostało nam mało czasu, aby przygotować siły zbrojne do odparcia ewentualnej agresji.
Nasze drogi - jak wyjaśnił generał - złączyły się w 1992 r., kiedy to Niemcy przeprowadzili kontrolę "naszej wiarygodności" pod względem wykonania zobowiązań w ramach traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE).
Jest to porozumienie rozbrojeniowe, zawarte przez kraje Europy po zakończeniu zimnej wojny. "W ramach tego traktatu byliśmy kontrolowani przez państwa NATO. Obligował on nas do redukcji potencjału wojskowego. Zmniejszyliśmy ilość czołgów, śmigłowców, haubic" - powiedział.
Kolejnym "sprawdzianem" były pierwsze wspólne ćwiczenia Polski i NATO, które odbyły się w 1994 r. w Biedrusku pod Poznaniem w ramach "Partnerstwa dla pokoju". "To był sprawdzian czy jesteśmy na tyle wiarygodni, żeby zdobyć zaufanie Zachodu" - wyjaśnił gen. Skrzypczak.
Następnie Polska zaczęła zabiegać o wstąpienie do Sojuszu. "0d 1997 r. zaczęły się nasze bezpośrednie kontakty z NATO, które jeszcze nie wynikały z umów i porozumień, ale z deklaracji gotowości do rozmowy i współpracy" - zaznaczył.
W 1998 r. Brytyjczycy zaprosili polską kompanię spadochronową z 6 brygady do wspólnych ćwiczeń Uhlan Eagle, za które odpowiedzialny był gen. Skrzypczak. Jak relacjonuje, żołnierze szkolili się najpierw w Wielkiej Brytanii, a później razem z brygadą brytyjską zostali desantowani na poligonie w Drawsku. "To było pierwsze, tak duże ćwiczenie z udziałem państwa NATO, kiedy nie byliśmy jeszcze w Sojuszu" - podkreślił wojskowy.
Później rozpoczął się proces delegacji z NATO do Polski w celu kontroli wojsk. Gen. Skrzypczak doświadczył tego jako dowódca 16 Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu. "W 1998 r. była u nas delegacja z Korpusu Szybkiego Reagowania. Byli u nas 4 lub 5 dni i przyglądali się w zasadzie wszystkiemu. Sprawdzali infrastrukturę koszarową, zabezpieczenia techniczne sprzętu wojskowego, oglądali sprzęt, czołgi, haubice - wtedy wszystko to było radzieckie. Oglądali jak się szkolimy, jak organizujemy szkolenia i jakie są relacje między oficerami a żołnierzami. Skupiali się na jednostkach przy granicy z obwodem Królewieckim" - relacjonuje gen. Skrzypczak.
Jak powiedział, podobnych wizyt od października 1998 r. do momentu, kiedy weszliśmy do NATO było 5 albo 6. "Moim zdaniem oni wciąż potwierdzali czy my jesteśmy wiarygodni i czy to, co deklarujemy jest prawdą" - ocenił.
Przyznał, ze w początkowym okresie kontaktów wojskowych z delegacjami z NATO problemem była komunikacja. "Mankamentem była ograniczona znajomość języka angielskiego. Wszystko odbywało się przez tłumaczy. Musieliśmy włożyć dużo wysiłku w to, żeby przygotować wszystkich dowódców do komunikacji, ale uporaliśmy się z tym tematem" - wspomina wojskowy.
Jako jedno z wielu wyzwań po wstąpieniu do Sojuszu wymienił proces implementacji dokumentów doktrynalnych NATO. "Do momentu wstąpienia do NATO posługiwaliśmy się starymi dokumentami, które określały funkcjonowanie armii. Musieliśmy adoptować wszystkie zasady, regulaminy i doktryny, które obowiązują w Sojuszu i wdrożyć je do polskiej armii" - wyjaśnił. Dodał, że proces implementacji trwał ok. 4 lata.
Po wstąpieniu do NATO rozpoczęły się ćwiczenia z udziałem Polski. Jak wskazał gen. Skrzypczak, było ich bardzo dużo - na terenie Polski jak i poza nią. "Stopniowo wdrażaliśmy się w tok ćwiczeń i wymagania jakie obowiązują w NATO. Była to zupełnie inna kategoria myślenia i działania, więc musieliśmy wiele rzeczy zupełnie przestawić, a niektórych uczyć się od nowa" - wspomina. Przyznał, że było to wielkie wyzwanie, ale także wielki skok w przód, ponieważ "w miarę szybko upodobniliśmy się do struktur NATO i wymagań, jakie obowiązywały".
Gen. Skrzypczak zaznaczył, że proces dostosowywania się do Sojuszu był długi, ale jego zdaniem egzamin, któremu byliśmy poddani zdaliśmy dobrze. "Wydaje mi się, że byliśmy doceniani za to, że tak szybko działamy. Wszyscy w wojsku rozumieli, że taka jest potrzeba chwili - chcieliśmy być w NATO, robiliśmy wszystko, żeby się uwiarygodnić i wszystko, aby doceniono nas jako żołnierzy" - tłumaczy.
W ocenie generała, wielkim przełomem, który pozwolił nam całkowicie "wtopić się" w NATO był rok 2003 i wyjazd z Amerykanami na misję do Iraku. "Wtedy Amerykanie zobaczyli jaki proces przeszliśmy i na jakim etapie wdrażania się do NATO jesteśmy. W Iraku udowodniliśmy, że jesteśmy już na tyle sprawni i dobrze przygotowani, że możemy sprostać każdemu wyzwaniu, jakie nam stawiali" - relacjonuje.
Gen. Skrzypczak stwierdził, że "sprawdzianem bojowym" były dla nas głównie dwie misje - w Iraku i Afganistanie. "Nabraliśmy tam szlifu i staliśmy się bardzo wiarygodnym sojusznikiem. Z opinii jakie nam, dowódcom wystawiali Amerykanie wynika, że nasze umiejętności, sprawność w dowodzeniu i wojsko oceniali bardzo wysoko" - powiedział.
Wskazał, że po latach członkostwa w Sojuszu "mamy kilkudziesięciu polskich oficerów, generałów na wysokich stanowiskach w NATO, co pokazuje, że coraz bardziej docenia się Polaków".
Jak stwierdził, pierwszym sprzętem, który zmienił oblicze naszej armii były samoloty F-16, Rosomaki i przeciwpancerny pocisk kierowany Spike (PPK Spike). "To były pierwsze symptomy zmian, ale nie odmieniły radyklanie oblicza naszej armii" - przyznał wojskowy. "Dopiero teraz, po tym jak przekazaliśmy wiele sprzętu Ukrainie, a na jego miejscu pojawi się nowy sprzęt, armia całkowicie się zmieni" - zauważył. Podkreślił także, że jest to wielkie wyzwanie dla wojska na najbliższe 2-3 lata, "ale jest to konieczne".
Ekspert wyjaśnił, ze odbudowanie armii jest kluczowe, ponieważ "w tej chwili nie ma sprzętu i armia jest w rozsypce - tak jak wszystkie europejskie armie". Podkreślił, że teraz Ukraina daje nam czas na szybkie odbudowanie się. "Jest wola polityczna w państwach NATO, żeby szybko to zrobić, procesy przyspieszają, wszyscy zwiększają nakłady finansowe na modernizację armii i my również" - powiedział.
Podkreślił, że trzeba "potroić wysiłki, które spowodują, że w ciągu 2-3 lat zrobimy to, co z reguły robi się przez 10 lat". "Wynika to z zagrożenia i nie może być tutaj taryfy ulgowej, bo jeżeli ktoś mówi o modernizacji na przestrzeni 10 lat, to nie docenia zagrożenia, które może czaić się za wschodnią granicą" - ocenił. "Zostało nam mało czasu, żeby te wysiłki zwielokrotnić po to, żeby poziom przygotowania polskich sił zbrojnych był na tyle wysoki, żeby odeprzeć ewentualną agresję" - alarmuje gen. Skrzypczak.
Zauważył, że Polska może i powinna stać się liderem tej części Europy w kwestii procesów modernizacji i odbudowy armii oraz przywództwa militarnego. "Predysponuje nas do tego potencjał jaki mamy - jesteśmy dużym państwem i mamy zamiar mieć silną armię, która będzie wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt. Nie będzie nikogo tak silnego w tej części Europy jak Polska" - ocenił generał.
Wskazał, że wyzwaniem dla Sojuszu jest teraz zbudowanie potencjału i determinacji, która odstraszy Putina. "On musi wyraz tej siły i determinacji czuć cały czas. My nie możemy się go bać. Budujmy odporność narodu i wiarę w to, że siła w NATO jest tak duża, że odeprze Putina, jeśli zajdzie taka potrzeba" - powiedział wojskowy.
Zapytany o gwarancję bezpieczeństwa Polski w razie zbliżającej się wojny na naszym terytorium stwierdził, że w ramach przymierza bałtyckiego, tym bardziej po wejściu Szwecji i Finlandii do NATO, jesteśmy bezpieczni. "Państwa bałtyckie to ogromny potencjał i wierzę, że inni się do tego dołączą" - ocenił.
Przyznał jednak, że "nie ma zaufania do Słowaków i Węgrów i nie wiemy jak zachowa się Turcja". "Niemcy w tej chwili otrzeźwieli, Francja też - zdali sobie sprawę, ze Putin jest jednak niebezpieczny i zagraża światowemu pokoju i jeżeli oni się nie włączą w proces przygotowania do odpowiedzi na zagrożenie - może być za późno. Wydaje mi się, że (Olaf) Scholz i (Emmanuel) Macron wrócili na drogę, która jest nam bliska, czyli przygotowania się do odparcia jakiejkolwiek agresji i dołączyliby do nas" - podsumował gen. Skrzypczak. (PAP)
Autorka: Delfina Al Shehabi
del/ drag/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz