- Kulturą twórczą i wykonawczą Marek Grechuta rzucał estetyczne wyzwanie estradowej tandecie i artystycznej bylejakości - mówi PAP Janusz R. Kowalczyk autor książki pt. "Wracając do moich Baranów" (2012). - Udało mu się coś w praktyce niewykonalnego: tworzył piosenki, które trafiały zarówno do elit, jak i do mniej przygotowanych słuchaczy. Na jego koncerty przychodzili ludzie szukający chwili zadumy, refleksji, dobrej poezji oprawionej odpowiednią do tych wierszy muzyką - wyjaśnił.
Kulturą twórczą i wykonawczą rzucał estetyczne wyzwanie estradowej tandecie i artystycznej bylejakości - 10 grudnia 1945 r. urodził się w Zamościu Marek Grechuta - piosenkarz, poeta i kompozytor, wykonawca takich piosenek jak "Dni, których nie znamy", "Będziesz moją panią", "Niepewność" czy "Hop, szklankę piwa".
"Artysta, który zatrzymał ulotny świat poezji i potrafił uczynić z niego potęgę" - mówił o nim przyjaciel Jan Kanty Pawluśkiewicz, kompozytor, współzałożyciel grupy Anawa.
"Grechuta jawi się jako jeden z najbardziej oryginalnych artystów polskiej muzyki popularnej" - napisał Maciej Sienkiewicz ("culture.pl", 2010). "Interpretował zarówno własne teksty, jak i wiersze polskich poetów od przełomu poprzednich wieków do współczesności, współpracował z wieloma wybitnymi instrumentalistami. Łączył elementy rocka progresywnego i nowoczesnego jazzu z elementami muzyki etnicznej czy klasycznej. Wpisał się do największych indywidualności polskiej sceny muzycznej, pozostając jednak zawsze poza jej głównym nurtem" - wyjaśnił.
"Złotowłosy chłopak nieruchomo stojący przed mikrofonem" pojawił się w drugiej połowie lat 60, kiedy w muzyce pop królowało mocne uderzenie. "Utwory zespołu Anawa szły zdecydowanie pod prąd, na przekór hałaśliwej modzie i nadekspresji w stylu Karin Stanek" - podkreślił Janusz R. Kowalczyk.
"Trzymał ręce nieruchomo wzdłuż ciała i śpiewał. Ani kroku w lewo czy w prawo. Koledzy mówili mu: facet, teraz jest modny bigbit, a ty tak stoisz, idź na zajęcia z choreografii" - wspominał Zbigniew Wodecki, cytowany w artykule Katarzyny Kachel pt. "Jaki był Marek Grechuta?" ("Gazeta Krakowska", 2006).
"Próba nadinterpretacji poezji poprzez jakieś ruchy byłaby niewłaściwa" - Grechuta wyjaśniał swoją postawę przy mikrofonie potrzebą skupienia. "Poezja jest sferą wyobrażeń. Skoro publiczność stara się siedzieć w skupieniu, żeby wysłuchać piosenki, podobnie powinien zachowywać się wykonawca" - mówił.
"W natłoku agresywnych melodii, w przeważającej mierze anglosaskich, ale i rodzimych, Markowi Grechucie udało się utrzymać własną linię artystyczną przez ponad trzy dziesięciolecia. O dziwo, liryczne teksty, perlista muzyka i rozpoznawalny głos lidera grupy szybko znalazły zwolenników i - prawem kontrastu? - dostały się na listy przebojów" - czytamy we "Wracając do moich Baranów".
"Zawsze jest zapotrzebowanie na piosenkę wartościową, której tekst jest piękny w formie i treści, mówi zaś o sprawach czasami zwykłych w sposób niezwykły, wzniosły" - mówił Grechuta. Jego zdaniem, piosenka poetycka "przeżyła różne mody i zawsze będzie mieć swoje miejsce i swoją publiczność".
"Ubierał się w nieco staroświeckim stylu. Gdy chłopcy z zespołu Anawa nosili spodnie dzwony lub zdobywane za granicą wojskowe zielone kurtki, on chodził w trenczu a la Humphrey Bogart w filmie» Casablanca«. Marek był w dobrym tonie i ten dobry ton został doceniony w Krakowie" - przypomniała Marta Sztokfisz, autorka biografii Marka Grechuty pt. "Chwile, których nie znamy" (2013).
Był synem Zygmunta i Wandy z domu Stryjek - rodzice rozwiedli się, gdy miał 12 lat. "Pełen niepewności, braku we własne siły i możliwości. Taki już będzie zawsze" - zapisała zatroskana matka w swoim pamiętniku, z którego cytat ten wyjęła Marta Sztokfisz.
Był jednak szkolnym prymusem chłopcem spokojnym, nie dostarczającym swymi wyczynami - w odróżnieniu od innych rówieśników - chwil grozy rodzicielce. "Na wagary nigdy jednak nie udało nam się go wyciągnąć. Zawsze przygotowany, świetny z łaciny, uwielbiany przez profesorów" - powiedział Katarzynie Kachel szkolny kolega Grechuty Jerzy Słupecki. "Ale nie mogę powiedzieć, jak trzeba było, to dał ściągnąć" - podkreślił.
"Wiedział po co się uczy" - napisała Marta Sztokfisz. Jedyną praktycznie jego niesubordynacją, były potajemne kontakty z ojcem, już po rozwodzie - jawnych matka zabraniała. Nie był szkolnym sportowcem, ale zagorzałym kibicem piłki nożnej. Miał w pamięci wyniki meczów, nazwiska strzelców bramek i składy drużyn nawet najniższych klas rozrywkowych - Górnika Bochnia czy Kmity Zabierzów. Już w Krakowie kibicował Wiśle - ale to Korona Kielce za uznała jego "Dni, których jeszcze nie znamy" za swój hymn, śpiewany przez kibiców.
Do Krakowa trafił na studia architektoniczne - promotorem jego pracy dyplomowej był prof. Wiktor Zin, który wcześniej, jeszcze w Zamościu, obejrzał rysunki licealisty Grechuty. "Były dobre" - ocenił. Dlaczego jednak muzykujący od najmłodszych Marek wybrał architekturę? "Dziwni się ludzie zgromadzili wtedy na tych studiach: Demarczyk, Kanty Pawluśkiewicz, Grechuta, Mleczko" - powiedział prof. Zin Katarzynie Kachel w 2006 roku.
Właśnie z Janem Kantym Pawluśkiewiczem na przełomie lat 1966/67 Grechuta założył wraz "Kabaret Architektów Anawa".
"Kabaret powstał przypadkowo. Zainspirowani pierwszymi próbami Kantora, robiliśmy happeningi" - wyjaśnił Grechuta cytowany w książce Janusza R. Kowalczyka. "Z tej grupy utworzył się kabaret jako ciekawe dopełnienie artystyczne. Była w nim muzyka, plastyka, zabawa literacka, czyli przedsięwzięcie towarzyskie z ambicjami. Nazwa, z francuskiego »en avant!«, miała określać naszą stylistykę muzyczną. Jak mawiał konferansjer Tadeusz Kalinowski: »Najsamprzód do przodu, a potem… zobaczymy«. Ta nazwa zobowiązywała" - podkreślił Gechuta.
Zadebiutowali w 1967 r. na VI Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, odnosząc podwójny sukces. Anawa została wyróżniona I nagrodą za aranżację, natomiast sam Grechuta dostał II nagrodę w kategorii wokalistów, ustępując tylko studentce warszawskiej AWF - Maryli Rodowicz.
Kabaret wkrótce przekształcił się w zespół muzyczny towarzyszący Grechucie. "Po debiucie na Festiwalu Piosenki Studenckiej posypały się propozycje koncertów. Człowiek wpadł w rytm tworzenia utworów, w rytm występów. Wtedy zrozumiałem, że architektem nie zostanę, a innej drogi, poza artystyczną, nie widziałem" - wspominał Grechuta.
Największe sukcesy miał w Opolu. Już w 1968 r. za "Serce" otrzymał nagrodę dziennikarzy. Rok później dostał nagrodę Telewizji Polskiej za piosenkę "Wesele". Dwukrotnie wyśpiewał tam Nagrody Główne - za "Korowód" w 1971 r. i za "Hop, szklankę piwa" w 1977 roku.
Na tym samym festiwalu w 1977 r. Krystyna Janda niezwykle ekspresyjnie wykonała "Gumę do żucia" - tekst napisał Grechuta.
"Od dawna byłam wielbicielką talentu Marka Grechuty" - powiedziała Janda w książce "Wracając do moich Baranów". "Aż tu nagle, u progu mego życia zawodowego, stał się dla mnie nadzwyczajną postacią. Sprawił, że spojrzałam na siebie w inny sposób. Byłam już po pierwszych kontaktach z Andrzejem Wajdą, kolegami w teatrze. Wszystko wokół było agresywnym parciem do przodu. Poza Markiem. Przy nim odnalazłam zamyślenie, oddech, spokój, ciszę. Była to zupełnie inna, bardzo ważna strona tego, co robiłam. Każde spotkanie z nim było dla mnie świętem. Jego śpiewanie zawsze kojarzy mi się z najwspanialszymi chwilami w życiu. Bardzo dużo mu zawdzięczam" - dodała.
Piosenka "Hop, szklankę piwa" pochodziła z musicalu "Szalona lokomotywa" napisanego wraz z Krzysztofem Jasińskim i Pawluśkiewiczem na podstawie tragifarsy Witkacego. Musical był wielkim sukcesem Teatru STU - Grechuta śpiewał tam wspólnie z Rodowicz.
Na początku lat 70. artysta prowadził zespół WIEM - nazwa nie była żadnym samochwalstwem tylko skrótem hasła "W Innej Epoce Muzycznej", stanowiącego chyba artystyczne credo Grechuty. Nagrali dwa albumy - "Droga za widnokres" (1972) i Magia obłoków" (1974). Grupa rozpadła się w 1975 roku. Grechuta rozpoczął współpracę z Piwnicą pod Baranami.
"Akces Grechuty do kabaretu Piotra Skrzyneckiego mógł budzić zdziwienie. Transfer artystów odbywał się zazwyczaj w przeciwną stronę. Soliści tylko czekali, aż ich nazwiska wypłyną poza krąg piwniczny, żeby rozpocząć karierę w wielkim świecie rozrywki. Tymczasem popularność Grechuty - ugruntowana setkami występów, wieloma płytami, laurami festiwalowymi - była oczywista. Dołączył do zespołu jako gwiazda" - napisał Janusz R. Kowalczyk, który wówczas poznał go osobiście. A pierwszy raz zobaczył go w tramwaju. "Wyraźnie przypominam sobie nagłą gonitwę myśli: on czy nie on? Nie mieściło mi się w głowie, żeby tak znany artysta mógł się przemieszczać publicznym środkiem lokomocji. Kiedy trafiłem do Piwnicy, doznałem kolejnego wstrząsu poznawczego: Grechuta dopiero wtedy, już po sukcesie Szalonej lokomotywy w Teatrze STU, robił prawo jazdy" - wspominał.
Śpiewał najczęściej własne teksty, do własnej muzyki. Korzystał też z kompozycji Jana Kantego Pawluśkiewicza, do wierszy m.in. Leszka Aleksandra Moczulskiego, Juliana Tuwima, Adama Mickiewicza, Bolesława Leśmiana. Koncertował w Europie, Ameryce i Australii. W grudniu 2001 r. dostał pierwszą Złotą Płytę za album "Dni, których nie znamy", wydany w serii Złota Kolekcja, sprzedany w liczbie 50 tys. egzemplarzy.
Ostatnia płyta Grechuty, zatytułowana "Niezwykłe miejsca", ukazała się w 2003 r. W tym samym roku nagrał też z zespołem Myslowitz piosenkę "Kraków".
Praktycznie przez całe dorosłe życie cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową. "Od stanów euforii przechodził bardzo łatwo do stanu skrajnej depresji. To rujnowało jego życie rodzinne i artystyczne. Widzom czasem mogło się wydawać, że Marek jest nietrzeźwy, a on w tym czasie przeżywał atak choroby" - powiedziała Marta Sztokfisz w radiowej Dwójce (2013).
Podczas 43. Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki "Opole 2006" Marek Grechuta dostał Grand Prix za całokształt twórczości, a jego piosenki zaprezentowane zostały podczas koncertu "Świat w obłokach". W Alei Gwiazd Polskiej Piosenki na opolskim Rynku wmurowano gwiazdę Marka Grechuty, którą odsłonił kompozytor największych przebojów artysty Jan Kanty Pawluśkiewicz. Choroba nie pozwoliła artyście przyjechać do Opola.
Marek Grechuta zmarł 9 października 2006 r. w Krakowie. (PAP)
Autor: Paweł Tomczyk
top/ aszw/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu kolniak24.eu. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Duda: Kolej będzie bardziej ekologiczna
Powinna być linia kolejowa Szczytno-Rozogi-Myszyniec-Łyse-Kolno-Łomża-Warszawa. Wtedy mogłyby jeździć pociągi Intercity z Olsztyna do Krakowa czy Bielska-Białej
xyz
18:21, 2025-12-10
„Nasza Osiecka” w kolneńskim domu kultury (foto)
Ot obudziła się że prywatny folwark .Pewnie że prywatny który zatacza coraz większe kręgi co niektóre dzieci już sobie wybierają w jakim folwarku chcą być.
Ala
17:26, 2025-12-10
„Nasza Osiecka” w kolneńskim domu kultury (foto)
Koncert fajny jak zwykle odnoszę wrażenie że pokaz zdjęć na piosence „,A ja wolę moją Mamę „, był dedykowany tylko jednej matce chyba że się mylę. Prywatny folwark
Kolno
16:58, 2025-12-10
„Nasza Osiecka” w kolneńskim domu kultury (foto)
Ale że Tomasza nie było.A tam Sami Swoi.
Marcin
16:09, 2025-12-10