Zamknij

Izaak Wacław Kornblum: Muranów to jest jeden wielki grobowiec

09:37, 16.05.2021 PAP Aktualizacja: 09:37, 16.05.2021
Skomentuj PAP PAP

Powstanie w getcie warszawskim trwało niespełna miesiąc (wybuchło 19 kwietnia 1943 r.), a jego tragicznym epilogiem było wysadzenie 16 maja 1943 r. przez Niemców Wielkiej Synagogi na Tłomackiem.

My, ocaleni uważamy, że Muranów (osiedle w Warszawie, na jego terenie utworzono getto - przyp. PAP) to jest jeden wielki grobowiec, nieuprzątnięty do końca - powiedział w rozmowie z PAP Izaak Wacław Kornblum, uratowany w marcu 1943 roku z warszawskiego getta.

Udostępniamy nagranie wideo:

Izaak Kornblum urodził się 5 marca 1926 roku w Paryżu w rodzinie żydowskiej. Imię Wacław otrzymał w czasie okupacji. Jego matka, Menucha z domu Zamość, zmarła, gdy miał trzy i pół roku. Ojciec, Szlomo Kornblum, był pisarzem i tworzył w języku jidysz. Po powrocie z Francji od końca lat 20. Izaak mieszkał w Warszawie. W 1930 roku ojciec ożenił się po raz drugi - z Lonią Mileband. Dwa lata później urodził się jego przyrodni brat Ber, zwany Borusiem, a po wojnie także Władkiem. Rodzina Kornblumów zamieszkała wówczas przy ulicy Śliskiej 42. W sierpniu 1939 roku Kornblumowie przeprowadzają się na ulicę Niską 35. Z balkonu ich mieszkania widać było Umschlagplatz (z niemieckiego plac przeładunkowy - przyp. PAP).

"Przy wjeździe na plac była wacha, czyli posterunek obsadzony przez żandarmerię niemiecką, granatową policję i żydowską policję. Ta brama prowadziła na taki dość mały teren, niewybrukowany. Z jednej strony ograniczony przez budynek szpitala, a dalej było wąskie przejście w stronę torów kolejowych. Ludzie gromadzili na początku tylko na tym pierwszym terenie. Siadało się na ziemi, na piachu. Ciasnota zależała od tego, ile ludzi na raz tam sprowadzili" - opowiadał Kornblum.

Opisując swój pierwszy pobyt z rodziną na Umschlagplatz powiedział: "Żydowska policja zgarnęła nas, całą rodzinę, z ulicy Karmelickiej, i zawiozła na Umschlagplatz. Było tam już sporo ludzi wtedy. Każdy siadał, gdzie popadło. Był bardzo gorący dzień. Bardzo gorący. Ludzie siedzieli, wołali o picie, o trochę wody. Po jakimś czasie zjawił się Niemiec w żółtobrązowym garniturze, uspokajał ludzi, że to niedługo potrwa i że pojadą na roboty. Był to okres, kiedy wiadomo już było w getcie, że ludzi wywożą nie na roboty, ale nie było sprecyzowanych wiadomości, że to jest Treblinka. W każdym razie wiadomo było, że żadnych robót nie ma i ludzie domyślali się, że to jest wywózka na Zagładę" - podkreślił.

Pytany, jaka atmosfera panowała na placu wspominał, że nie było paniki, ani krzyków. "Było napięcie szalone. Szepty. Paniki i krzyków nie było. Zresztą również przez to, że Niemcy stali tuż obok z karabinami i ludzie się bali. Najbardziej dokuczliwe było to, że było gorąco i chciało się pić" - wspominał.

Rodzinę Kornblumów przed wywózką uratował opłacony żydowski policjant. "Po jakimś czasie, po paru godzinach zjawił się policjant żydowski z tej obstawy i wykrzykiwał: Kornblum, Kornablum! Gdy nas znalazł powiedział: +Siedźcie, nie ruszajcie się z tego miejsca, siedźcie, może uda się coś zrobić+. Potem okazało się, że to był opłacony przez naszego bogatego wujka piekarza policjant, miał zatrzymać nas tam, przed wywózką. Tak się też stało. Po paru godzinach, gdzieś około 18, po tym jak już większość ludzi przeprowadzili na tę stronę ramp kolejowych, zostało tam kilkadziesiąt osób siedzących, zjawił się ten policjant i wyprowadził nas przez posterunek, przez wachę. Niemców już wtedy nie było na wasze, tylko policja granatowa i żydowska. W ten sposób nas wyprowadził i wróciliśmy do mieszkania" - opowiadał.

Kornblum w trakcie pracy w szopie krawieckim Oszmana (od połowy 1941 roku dominującą formą produkcji w getcie stały się niemieckie manufaktury, tzw. szopy - przyp. PAP) trafia po raz drugi na Umschlagplatz, tym razem ze swoją mamą i kuzynką. "Za drugim razem jak byliśmy na Umschlagplatzu to już wiadomo było, że pociągi odchodzą do Treblinki. Niektóre nazwiska, jak wywołali to nikt nie reagował. Widocznie tych ludzi już nie było, a kto reagował, przelatywał do drugiej kolumny. Taką segregację robili. Ja się zorientowałem, że nie na wszystkie nazwiska jest reakcja. Przy którymś nazwisku odczekałem sekundę i przeleciałem do tej drugiej kolumny, i tak się uratowałem. Mama z kuzynką stała głęboko z tyłu, panicznie bała się Niemców, i została w tej kolumnie. Grupa została wyprowadzona na Umschlagplatz i akurat były wagony, zazwyczaj trzeba było na nie czekać. Mój wujek piekarza dowiedział się o tym i próbował je uratować, ale nie zdążył, bo od razu ludzi załadowali do wagonów. W ten sposób moja mama i kuzynka trafiły do Treblinki" - opowiadał.

Jako pierwszy z getta wydostaje się w grudniu 1942 roku brat Izaaka, Władek "Boruś". "Ojciec miał kontakty z podziemiem. Był taki facet, który przychodził, znikał, wchodził do getta, wychodził - niejaki Jehuda Feld. Ojciec się z nim zgadał, że ulokuje gdzieś brata. Ten gość znalazł na Pradze kolejarza, który tam mieszkał w takim - bym powiedział - niskim domku, troszkę na odludziu, na ul. Gilarskiej i zgodził się przyjąć na przechowanie dziecko. W ten sposób Władek, czyli mój brat, został tam ulokowany" - zdradził w rozmowie z PAP Kornblum.

W marcu 1943 roku, kiedy wiadomo było, że wywożą ludzi do Treblinki i likwidują getto, ojciec Izaaka znowu nawiązuje kontakt z Feldem, żeby wydostać z getta również starszego syna. "Ojciec wiedział, że musi wysłać przedtem młodszego brata, który był brunetem, podobnym do Żyda, a dopiero potem mnie. Wszyscy nawet w kamienicy ciągle nagabywali ojca: +Dlaczego go trzymasz tutaj, przecież on jest podobny do Aryjczyka+. I wtedy ojciec znowu z tym Feldem się dogadał, żeby mnie również gdzieś wyprowadzić" - wyjaśnił.

Po wyjściu z getta dociera kolejką do Marek, gdzie otrzymuje nową metrykę: Wacław Bartkiewicz, urodzony w 1925 roku w Markach. Następnie ukrywa się na Białostocczyźnie, między innymi u Stanisława Śliwowskiego we wsi Kowalewszczyzna. Tam zastaje go informacja o powstaniu w getcie. "Żadnych wiadomości konkretnych nie miałem, ale pewnego razu usłyszałem rozmowy: +Żydki się biją, ale ich zlikwidowali+" - mówił Kornblum.

Po wojnie, z powodu zaawansowanej gruźlicy, trzy lata spędził w sanatorium w Otwocku. Na leczeniu razem z nim przebywała jeszcze jedna osoba o żydowskim pochodzeniu. Była to Tosia Klepfisz, która przeżyła wojnę, ukrywając się w Warszawie. I to z nią Kornblum postanawia w 1946 roku wrócić na teren getta.

"Z Tosią postanowiliśmy dostać się do Warszawy z Otwocka i spróbować przedostać się na teren getta. Był wtedy most pontonowy, zbudowany chyba jeszcze przez Niemców, pozostawiony, bardzo wąski. Zdaje się, że właściwie był przeznaczony tylko dla pieszych, ale w owych czasach inicjatywa ludzka nie znała granic i przeprawiały się auta - niby taksówki - na drugą stronę, napakowane, tyle osób weszło do taksówki, ile można było. Wiem w każdym razie, że ja siedziałem, a Tosia u mnie siedziała na kolanach i żeśmy przejechali przez Wisłę. Oczywiście starałem się dostać na ulicę Niską" - opowiadał.

Widok, jaki zastał go na terenie getta, to były "wąwozy". "Wąwozy z cegieł, z ruin. Góry i między tymi zboczami, tymi górami,były dróżki wydeptane już przez ludzi szukających, wracających. Z trudnością odnaleźliśmy ulicę Niską, tak myśleliśmy, że to jest Niska. Nie było czego szukać, bo żadnego domu oczywiście nie było, same gruzy" - opisywał Kornblum.

"I to jest dzisiejszy Muranów (osiedle w Warszawie, na jego terenie utworzono getto - przyp. PAP). Domy na Muranowie stoją na podwyższeniach i z biegiem czasu osiadają, bo nie wyczyścili do końca tych gruzów. Część zabrali na MDM (Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa - przyp. PAP) na budowanie dzielnicy, a wiele zostało. My, ocaleni, uważamy, że Muranów to jest jeden wielki grobowiec, nieuprzątnięty do końca" - przyznał. Zaznaczył, że pierwszy powrót na teren getta był "okropny".

W 1948 roku Kornblum przyjeżdża do Warszawy na uroczyste odsłonięcie Pomnika Bohaterów Getta. "Na odsłonięcie pojechaliśmy bardzo wcześnie rano. Już wtedy stał olbrzymi tłum od frontowej strony. Wszystko było obstawione przez wojsko, gromadzili się ludzie ze sztandarami różnych organizacji. To trwało dosyć długo, tłum gęstniał, nie miałem żadnej przepustki, staliśmy za plecami ludzi, miałem aparat fotograficzny z harmonijką i troszkę robiłem zdjęć, które mam do dzisiaj. Potem były przemówienia - ledwo coś słyszałem stojąc za tłumem ludzi. Nastąpiło odsłonięcie, opadła biała płachta. Nie pamiętam, żeby ludzie bili brawo, były przemówienia różne i potem ludzie się rozeszli. Mogliśmy podejść blisko, zrobić parę zdjęć i to zostało" - mówił.

W jego ocenie pomnik sprawiał wrażenie monumentalnego, tragicznego. "Był taki, jaki powinien być" - podsumował.

Izaak Wacław Kornblum w sanatorium w Otwocku poznaje swoją przyszłą żonę - Janinę Kornblum. W 1957 roku wyjeżdżają do Izraela. Do Polski wracają w 1989 roku. Do 1989 roku Izaak pracował w ministerstwie w Izraelu. Potem dostał ofertę pracy w Polsce, w firmie amerykańskiej, która zajmowała się budowaniem dużych obiektów przemysłowych w sektorze spożywczym i zbudowała na terenie Polski ponad dwadzieścia dużych zakładów. Zostawili mieszkanie, wszystko i przyjechali do Wrocławia, gdzie początkowo mieściła się siedzibę firmy. Po pół roku firma przeniosła się do Warszawy.

Od 2019 roku Izaak Wacław Kornblum jest członkiem Rady Muzeum Getta Warszawskiego. W tym samym roku wydał także książkę "Wacław Kornblum. Wspomnienia. Moja wersja". (PAP)

autor: Katarzyna Krzykowska

ksi/ wj/

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%